Tajemniczy klient na stacji potrafi posuć krew. Praca sprzedawcy nie jest niczym łatwym, nie jest też pracą która każdemu będzie sprawiała przyjemność. Warto więc zastanowić się nad systemami rekrutacji i szkolenia pracowników tak aby unikać nadmiernych frustracji.
Źródło: Michał Gąsior
Pracownik stacji benzynowej jednej z dużych sieci poskarżył się w internecie, że szefostwo kazało załodze zrzucić się na krzesła, bo inaczej będzie musiała stać przez całą zmianę. „Problem z siedzeniem” to codzienność wielu zatrudnionych na stacjach. Tak jak np. obcinanie wypłat, kiedy kierowcy odjadą bez płacenia za paliwo. Ale i pracownicy mają na sumieniu drobne oszustwa i grzeszki. W rozmowach z naTemat opowiadają o tych ciemnych i jasnych stronach pracy w zawodzie „stacyjnego”.Pretekstem do dyskusji o pracy na stacjach stał się w sieci wpis na Wykop.pl pracownika z Gdyni, który sfrustrowany panującymi tam warunkami postanowił napisać list do szefostwa. Pisze w nim, że właśnie dostał informację, że wraz z innymi pracownikami z prywatnych pieniędzy musi kupić krzesła. Pracodawca ich nie zapewnia, więc w innym wypadku 12-godzinną zmianę będzie trzeba przepracować na stojąco.Jest jeszcze jedna pretensja. „Zarząd dał nam informację, że osoby pracujące na podjeździe muszą stale na nim przebywać. W ciągu sześciu godzin mogą mieć tylko 15 minut przerwy. Wyobraźcie stanie na zewnątrz przy -10 stopni zimna i wietrze w nocy. Kto robi coś takiego ludziom?” – dziwi się autor wpisu.
Pracownik na baczność
Zaprezentowany przez niego opis pasuje do wielu stacji, niezależnie od firmy. Maciej z Krakowa przez dwa lata tankował paliwo, by zarobić na zaoczne studia. Wcześniej zaliczył epizod w sklepie odzieżowym. Twierdzi, że tych dwóch miejsc pracy nie da się porównać.– Pracowałem przez pięć dni w tygodniu po 12 godzin. Przez pierwsze kilka tygodni myślałem, że nogi mi odpadną. Nie ma mowy o krzesłach czy o przysiadaniu gdziekolwiek. W sklepie jeszcze można było odpocząć, a na stacji cały czas jest ruch, cały czas coś się dzieje. Dlatego kiedy znajomi pytają mnie, co potrzeba, by się zatrudnić, odpowiadam: „mocne nogi” – mówi naTemat. Dodaje, że można się przyzwyczaić, ale to nie praca dla wszystkich. A szczególnie nie dla tych, którzy uważają, że na stacji jest jak za ladą w spożywczaku, gdzie zaczyna się o 9, a wychodzi o 17.Ta sam reguła – niepisany zakaz siedzenia – obowiązuje i na podjeździe, i przy kasie. – Nie ma nawet takiego miejsca, gdzie można byłoby usiąść. Zasada jest taka, że jeśli klient jest na sklepie, to trzeba być na baczność i się uśmiechać. 12 godzin. Jeśli chodzi o noce, to zawsze trzeba dołożyć towar, wyczyścić grilla na hot dogi, umyć kawiarkę, więc ani stać w miejscu, ani siedzieć nie można – potwierdza Ania, która przez kilka miesięcy dorabiała na warszawskiej stacji.
Manko uderza po kieszeni
Tak jak „stanie na baczność” wpisało się w specyfikę zawodu, tak podobnie traktowany jest obowiązek płacenia manka. Stacja benzynowa jest pod tym względem o tyle wyjątkowa, że ubytki w kasie potrafią być znaczne. – Na stacjach częściej kradną. Oczywiście odpowiedzialność materialna to nic nowego, ale tutaj odpowiedzialność jest większa. U mnie jest tak, że zmiana rozlicza zmianę. Właściwie za każdym razem brakuje kilka, kilkanaście złotych. Musimy się na to zrzucić. Przez miesiąc uzbiera się spora sumka – opowiada Wojtek Długosz, pracownik stacji z miejscowości pod Rzeszowem.Dlatego kiedy na forach internetowych zainteresowani pytają, czy warto zostać „stacyjnym”, najczęściej pada odpowiedź, że trzeba być przygotowanym na stres, odpowiedzialność i koszty. Tym bardziej, że wcale nie tak rzadko zdarzają się sytuacje, gdzie kierowca odjeżdża bez zapłaty za paliwo albo przy kasie wprowadza obsługę w błąd. – Wystarczy, że wskaże zły dystrybutor, nie sprawdzisz i potrącają ci z pensji. Co do odjeżdżających kierowców, to zdarza się co najmniej raz w miesiącu. Potem cała procedura: trzeba wezwać policję i tak dalej – mówi Wojtek.
Klient zaszufladkowany
I jeszcze ci klienci… Każdy pracownik stacji to kopalnia historii dotyczących często trudnych i uciążliwych kontaktów z kierowcami. Jak twierdzi Ania, na podstawie ich zachowania oraz tego, kiedy przyjeżdżają na stację, można wyodrębnić kilka kategorii. – Od 6 do 8 sami taksówkarze. Stałe zamówienia, więc luz. Od 8 do 11 prime time. Pracownicy korporacji z pretensjami, że jest kolejka, a powinno być 15 kas. W nocy, szczególnie przy stacjach gdzie są kluby, masakra. Przychodzą pijani i wtedy obsługujemy przez okienko, a obsługa 5 klientów zajmuje pół godziny – wylicza.– Zdarzają się bardzo ciężkie noce. Nie zawsze jest bezpiecznie, a w dodatku upici goście potrafią wszczynać awantury. Trzeba ich uspokajać, czasem wypraszać albo wynosić. Nocne życie stacji jest naprawdę bardzo ciekawe – śmieje się Wojtek.Jest jedna rzecz, która irytuje jednocześnie klientów i „stacyjnych”. To te magiczne formułki: „a może coś z oferty specjalnej?”, „a może płyn do spryskiwaczy?”, „może kawę zaproponuję?”, „zbiera pan punkty? Nie? To może pan zacznie?”. Tyle że pracownicy są niewinni. Na stacjach często zatrudnia się tzw. Tajemniczych Klientów, którzy sprawdzają jakość obsługi, więc nie mogą pozwolić sobie na pominięcie tej litanii propozycji.– Tajemniczy Klient przychodzi w każdym miesiącu, a od jego oceny zależy premia. Jak zachowasz się nie tak, jak trzeba, to masz np. minus 200 złotych z pensji – mówi Ania.
Nie praca marzeń, ale zawsze praca
Zarobki bez rewelacji (przeciętnie 1200-2000 zł), nogi bolą, klienci często nieprzyjemni, a i tak na stacjach benzynowych pracowników nie brakuje. Bo wymagania niskie, a o zatrudnienie dziś trudno. Studenci, którzy chcą zarobić, też nie wybrzydzają. – Gdzieś w magazynie albo na taśmie byłoby pewnie gorzej. Ze stacji zostały fajne znajomości – przekonuje Maciej z Krakowa.Na końcu i tak wiele, a może wszystko, zależy właśnie od ludzi. – Nie wyobrażam sobie pracy na stacji przez całe życie. Ale po studiach, przez kilka miesięcy czy lat? Polecam – dodaje.
2024 © CBM test. ALL Rights Reserved.