Ciekawe czy spadająca liczba klientów największej w Polsce sieci dyskontów to chwilowa zmiana mody czy też trwały trend i odwrót od sklepów w tym formacie?
Jeszcze jakiś czas temu robienie zakupów w dyskontach kojarzyło się z dbałością o finanse i odpornością na pozorne luksusy. Ta forma bycia smart stała się modna między innymi za sprawą naszych polityków, z których jedni twardzieli że Biedronka to jednak sklep dla najuboższych, inni zaś z dumą przyznawali, że robią tam zakupy. Czy pogarszające się wyniki największego gracza na rynku dyskontów może świadczyć o końcu kryzysu i wyczerpaniu formuły robienia zakupów prosto z palety?
Poniżej artykuł wróżący koniec naszego zamiłowania do tanich zakupów.
Źródło: Piotr Miączyński, Leszek Kostrzewski
W ciągu roku skurczyła się o połowę giełdowa wartość portugalskiej spółki, do której należy Biedronka. Powodem są niezadowalające wyniki polskiej sieci. Przestała być modna?
Biedronka to pod względem obrotów druga co do wielkości firma w Polsce po PKN Orlen. Zatrudnia ponad 55 tys. osób. Jej przychody w ub.r. to ponad 32 mld zł. Właścicielem Biedronki jest portugalska spółka Jerónimo Martins kontrolowana przez rodzinę Dos Santos.
Przez ostatnich kilka lat rynek handlowy w naszym kraju wyglądał tak: była Biedronka, która rosła, i konkurencja, która ją z zazdrością obserwowała. Perfekcyjnie działający mechanizm zaczął jednak zgrzytać. W ciągu ostatniego roku wartość spółki na giełdzie w Lizbonie, gdzie notowane są akcje Jerónimo Martins, spadła z prawie 10 mld euro do 5 mld euro. Wczoraj nastąpiło kolejne tąpniecie. Koncern podał wyniki za ostatni kwartał. Kurs spółki zleciał o ponad 8 proc. Wartość firmy w ciągu jednej sesji skurczyła się o kolejne kilkaset milionów euro, do 4,6 mld euro. Wieczorem akcja kosztowała 7,3 euro. A jeszcze w kwietniu ubiegłego roku było to 18,5 za akcję!
Inwestycje w trzech krajach
Kurs spada przez polskie inwestycje. Jerónimo Martins wśród gigantów handlowych działających na całym świecie, jak Tesco, Lidl czy Carrefour, jest bardzo nietypową spółką. Inwestuje tylko w trzech krajach: Portugalii (największa sieć supermarketów w kraju Pingo Doce), Kolumbii (sieć sklepów Ara, na razie nieistotna dla wyników firmy) i właśnie w Polsce, gdzie w połowie lat 90. odkupiła od poznańskiego biznesmena Mariusza Świtalskiego 200 sklepów Biedronka. Dziś liczy ona ponad 2,5 tys. punktów i daje aż 66 proc. przychodów Grupy Jerónimo Martins.
A klienci kupują w Biedronkach coraz mniej. W branży handlowej o kondycji biznesu mówi tzw. wskaźnik LFL. To porównanie sprzedaży w tym samym sklepie teraz i przed rokiem. W 2011 roku Biedronka mogła się pochwalić 20-proc. wzrostem LFL. Jeszcze w pierwszym kwartale 2013 r. wzrósł on o 8,8 proc. W pierwszym kwartale tego roku był już spadek o 2,7 proc. W drugim kwartale – gdy były Święta Wielkanocne – wzrost był symboliczny: o 0,3 proc. (bez świąt byłby spadek o 1,7 proc.).
A trzeci kwartał? To znów spadek o 1,3 proc. I nie pomogło nawet wprowadzenie do sieci w wakacje tego roku możliwości płacenie kartą.
Dlaczego tak się dzieje, do końca nie wiadomo. Oczywiście zarząd może sobie zaśpiewać klasyk Anny Jantar „Nic nie może wiecznie trwać”, bo żadna firma nie jest w stanie rosnąć wiecznie. Inwestorzy mogą opowiadać sobie legendy o klątwie siedziby. Zgodnie z tą teorią spółki, które u szczytu popularności wystawiają nowy reprezentacyjny budynek, szybko popadają w kłopoty (Biedronka swoją nową centralę w Polsce wybudowała ponad dwa lata temu).
Winna zabójcza konkurencja
Sama spółka oficjalnie tłumaczy, że winę za gorsze od oczekiwanych wyniki ponosi deflacja w Polsce oraz zabójcza konkurencja.
„Model sklepów Biedronka zaczyna wykazywać oznaki zużycia się z powodu silnej konkurencji w sektorze detalicznym” – pisał niedawno portugalski dziennik „Diário Económico”.
Dyskont płynął do niedawna na fali mody na oszczędne zakupy. Chodzenie do Biedronki było wyrazem dbałości o swoje finanse. Ba, portugalski sklep według badań był najmodniejszym sklepem dla… młodzieży.
Teraz rynek się zmienił. Wizerunek Biedronki jako lidera niskich cen się wykruszył, bo teraz niskimi cenami chwalą się wszystkie sieci. Wraz z delikatnym przyspieszeniem gospodarczym konsumenci oczekują też coraz większej oferty – w Biedronce konsument znajdzie zaś jakiś tysiąc produktów, czyli w danej kategorii jeden, dwa rynkowe hity plus marki własne.
Co robi Jerónimo? W połowie maja do bezpośredniego zarządzania siecią po czterech latach przerwy wrócił Pedro Pereira da Silva, twórca potęgi Biedronki w Polsce, który opracowuje nową strategię biznesową mającą odbudować wyniki. Firma zorganizowała kilka tygodni temu loterię, w której same nagrody dla klientów warte były ponad 18 mln zł.
Hamowanie z nowymi sklepami
Można się spodziewać w najbliższym czasie poszerzenia oferty jej sklepów, a przede wszystkim pojawienia się produktów ze średniej półki oraz marek własnych aspirujących do segmentu premium. Są na nie wyższe marże. Kierownictwo Biedronki dobrze też wie, że co innego kupują duże miasta (droższe rzeczy), a co innego miasteczka. Sieć testuje więc w wybranych lokalizacjach pomysły na modernizację sklepów. Wprowadza np. odrębne stoiska z mięsem, wędlinami i serami, gdzie jest lada i oddzielna obsługa (tak jak w supermarkecie), poszerza dział z warzywami, stawia odrębne stoisko z kwiatami czy artykułami cukierniczymi. Jeśli te rozwiązania się sprawdzą, będą wdrażane w dużych i bogatych miastach.
Wczoraj w trakcie konferencji z analitykami spółka opowiadała również, że ma zamiar przyhamować z otwieraniem nowych sklepów. W czwartym kwartale pojawi się ich mniej, niż planowano – miało być ich w tym roku 300, od stycznia do sierpnia otworzono 150. Rozwój Biedronki spowolni się też w przyszłym roku.
Jerónimo Martins nadal zarabia pieniądze, i to duże. Ale jego zysk za trzeci kwartał spadł w porównaniu z analogicznym okresem poprzedniego roku o 20 proc., do 92 mln euro.
Jedno jest jednak pewne, mimo kłopotów na giełdzie to ciągle największa i ciągle najpotężniejsza firma handlowa w Polsce.
2025 © CBM test. ALL Rights Reserved.